Wojny matek

Mój głos w temacie matek-wilczyc skaczących sobie do gardeł nad tematami karmienia i innych spornych. Sprawa jest dość zawiła, ale dziś kołaczą mi się po głowie dwa jej wątki. Po pierwsze, nieco przewrotnie, czy potrzebujemy jeszcze teraz tekstów o tej rzekomej wojnie? A po drugie: to jak właściwie rozmawiać z innymi matkami?

Która matka jest lepsza?

Zainspirował mnie do takich przemyśleń pewien tekst znaleziony w sieci i pochwalne komentarze pod nim. Wpis ten miał na celu zwrócenie uwagi na problem matczynych wojenek, problem oceniania w sieci. Wg mnie jednak zamiast łączyć, wytyczył kolejną linię podziału między nami. Czy naprawdę chcemy jeszcze czytać o tym, jak to krwiożercze matrony z odpieluszkowym zapaleniem mózgu czyhają na normalne matki, żeby wytknąć im niekompetencję? Potrzebujemy jeszcze więcej tekstów, w których rozdmuchujemy pojedyncze wypowiedzi niezbyt empatycznych jednostek i pokazujemy je jako powszechne zagrożenie? Albo podnoszenia opinii jednej osoby do rangi światopoglądu całej mitycznej watahy przeciwniczek naszego jedynie słusznego sposobu wychowywania? Czemu ciągle nabieramy się na starożytne „dziel i rządź” aktualnie w przebraniu „dziel i zdobywaj lajki”?

To jest fałszywy obraz. Nie ma dwóch wrogich obozów, matek „idealnych” i „normalnych”. Wszystkie jesteśmy takie same, a to co nas łączy jest tak esencjonalne, że nic tego nie przekreśli. Jest to sama istota macierzyństwa: chcemy jak najlepiej dla swoich dzieci, jednocześnie zachowując swoją integralną osobowość. O tym zawsze chcę pamiętać, wdając się w dyskusję na temat sposobów zadbania o swoje potomstwo. O tym, że ta druga też robi wszystko, żeby jej dzieci były szczęśliwe. A także, że ona też ciągle próbuje w tym odnaleźć siebie. I ma prawo robić to po swojemu, w miarę swoich możliwości, dopasowując metody do siebie, a nie pod oczekiwania obcej baby z internetu.

Opinie czy fakty?

Druga strona medalu jest taka, że wypowiadając się na tematy około rodzicielskie, liczę na to, że druga strona o tym swoim prawie wie. Że jest na tyle pewna siebie, że zauważy kiedy coś jest moją obserwacją, może opinią, a nie atakiem na jej osobę. A dodatkowo jest w stanie zaakceptować pewne fakty, które już opiniami nie są.

Taki pierwszy przykład, który mi przychodzi do głowy to: mleko modyfikowane nie ma w sobie tych wszystkich składników, które ma mleko matki. To nie jest moja opinia, to jest fakt, który można potwierdzić doświadczalnie. To jest też jedna z przyczyn, dlaczego tak bardzo nam zależy na karmieniu piersią. Jeśli jednak takie sformułowanie jest dla Ciebie obraźliwe, gniecie Cię, wprawia w nerwowość, to może powód siedzi głębiej? Może nie pogodziłaś się z tym, w jaki sposób potoczyła się Twoja droga mleczna? A może ciągle nie możesz się zdecydować jak tę kwestię rozegrać? Może trzeba to jeszcze przemyśleć, przepuścić te uczucia jeszcze raz przez sito, zaopiekować się sobą?

Miałam takie nieprzyjemne myśli i odczucia po cesarskim cięciu, które okazało się dla mnie małą traumą wymagającą przepracowania. Teraz po prostu przyjmuję wszelkie fakty na temat jako coś naturalnego, a durne opinie nie robią na mnie żadnego wrażenia. Ot są świadectwem czyjejś niedojrzałości czy niskiej samooceny.  Dlatego nie powielam ich, staram się nie komentować, nie przykładam ręki do ich memiczności. Uważam, że reakcją na coś takiego powinno być tylko przypomnienie o tym, co nas wszystkie łączy. Zrobimy dla swoich dzieci wszystko, ale chcemy też trochę dla siebie.